czwartek, 7 marca 2013

Bluszcz prowincjonalny


Tytuł: "Bluszcz prowincjonalny"
Autor: Renata Kosin
Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 404
Data wydania:listopad 2012


" Czasem trzeba spojrzeć wstecz, znaleźć to, co przegapiło się gdzieś po drodze.
W mieście jej dzieciństwa, z którego wyjechała do stolicy, pozostali nie tylko rodzice, ale i szkolne koleżanki. Teraz Anna wraca do Bujan, aby po doznanych traumatycznych przejściach odnaleźć tam spokój. Dom nadal oplata bluszcz i w zasadzie niewiele się tu zmieniło. Jest lato, trwają wakacje, idealny czas na remanent duszy. Wynik przemyśleń głównej bohaterki zaskakuje. Autorka, wielokrotnie z dumą podkreślająca, że jest Podlasianką, maluje obraz prowincji o wielu tonach. Jak w życiu, dobro sąsiaduje tu ze złem, a szlachetność z nikczemnością. Przejeżdżając tędy, zatrzymajcie się w Bujanach, gdzie właśnie trwa święto piwonii... Posmakujcie lata na polskiej prowincji.
"

Główną bohaterkę książki - Annę - poznajemy w chwili, gdy odszedł od niej mąż.  Dla dobra dzieci, i aby otrząsnąć się z ciężkich przeżyć, postanawia ona wyjechać na wieś, do rodzinnej wsi -Bujan. Leniwie toczący się czas, oraz spokój wsi pomogą Annie stanąć na nogi, jak również pozwolą spojrzeć na wiele rzeczy z innej perspektywy. 

Muszę przyznać, że książka lekko mnie zawiodła. Po przeczytaniu wielu entuzjastycznych recenzji spodziewałam się czegoś naprawdę dobrego, a dostałam zwykłe czytadło, które owszem, całkiem przyjemnie się czytało, ale specjalnie mnie nie zachwyciło. Temat książki banalny - nieudane małżeństwo, ucieczka na wieś itp. , można powiedzieć, że to już było, i  w dodatku w dużej ilości. Ale dobrze, idźmy dalej. W trakcie lektury, w pewnym momencie odniosłam wrażenie, że autorka sama nie wie o czym pisać. W tej książce jest dosłownie wszystko : problemy samotnej matki, adopcja, znęcanie się nad zwierzętami, zdrada, depresja poporodowa, alkoholizm, choroba nowotworowa, przemoc w rodzinie... Jak dla mnie to trochę za dużo jak na jedną powieść.Gdyby chociaż te wątki były dobrze rozwinięte, ale tutaj miałam wrażenie, że jest to robione pobieżnie, lekkie dotknięcie jednego tematu, aby zaraz przeskoczyć w drugi.

"Bluszcz prowincjonalny" czyta się szybko, jest lekką lekturą, przy której można się odprężyć, ale jak dla mnie niczym więcej. Przeczytać można, ale szału nie ma.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz