środa, 28 grudnia 2016

Łaskun



Tytuł: "Łaskun"
Autor: Katarzyna Puzyńska
Wydawnictwo: Prószyński Media
Liczba stron: 832
Data wydania: 07.06.2016 r.


"Szósty tom sagi kryminalnej o policjantach z Lipowa.

Opowieści o Lipowie łączą w sobie elementy klasycznego kryminału i powieści obyczajowej z rozbudowanym wątkiem psychologicznym. Porównywane są do książek Agathy Christie i powieści szwedzkiej królowej gatunku, Camilli Läckberg. Prawa do publikacji serii sprzedane zostały do ponad dwudziestu krajów.

W domu pewnego bezrobotnego sędziego policja odkrywa makabryczną inscenizację. Sprawca stworzył postać składającą się z rozczłonkowanych zwłok prawnika i nieznanej kobiety. Wkrótce okazuje się, że na miejscu zbrodni znajduje się dowód obciążający aspiranta Daniela Podgórskiego. Odkrycie tożsamości drugiej ofiary tylko pogarsza sytuację policjanta. Czyżby to Daniel był mordercą? A może to ktoś z komendy chce go wrobić w podwójne zabójstwo? Ale skoro Podgórski jest niewinny, to dlaczego ucieka
?"

"Łaskun" jest szóstą częścią kryminalnej sagi o policjantach z posterunku w Lipowie. Tym razem bohaterów spotykamy w dość trudnym dla nich momencie. Weronika i Wera przypadkowo odkrywają w domu sędziego jego zmasakrowanego zwłoki, a wszystkie ślady wskazują na to, że mordercą jest....Daniel Podgórski - aspirant na tutejszym posterunku. Podejrzenia wydawałyby się absurdalne, gdy nie to, że Podgórski zaczyna uciekać przed policją. Pojawia się pytanie, czy na pewno jest niewinny?

Serię o policjantach z Lipowa bardzo lubię. Książki są ciekawe, a rozwiązania często zaskakują. Sięgając po "Łaskuna"  miałam pewne obawy, czy będzie on równie dobry jak poprzednia część "Utopce", jednakże nie zawiodłam się.  Powieść nie pozwala się nudzić i wciąga od pierwszych stron. Czyta się lekko, z duża dozą niepewności co będzie na następnych stronach, a rozwiązanie okazuje się wielkim niedopowiedzeniem, które doprowadza czytelnika do szału, że na kolejną część sagi trzeba niestety trochę zaczekać.

Podsumowując "Łaskun" nie zawiódł mnie i utwierdził w przekonaniu, że Katarzyna Puzyńska jest jedna z lepszych polskich autorek kryminałów. Z niecierpliwością czekam, aż empik dostarczy mi kolejny tom. Tych, którzy zdążyli już poznać aspiranta Podgórskiego oraz ekipę z Lipowa nie muszę zachęcać, pozostali biegiem do księgarni !

piątek, 23 grudnia 2016

Czas podsumowań


Święta Bożego Narodzenia i koniec roku to zwykle taki moment, kiedy bardziej się wyciszam i podsumowuję miniony rok. W tym roku wydarzyło się dla mnie wiele, może nawet za wiele. Jak patrzę na ilość problemów i trudnych spraw, które się wydarzyły to aż trudno uwierzyć,że to może się zdarzyć w ciągu 12 miesięcy. Znalazłam fajne słowa, które idealnie do tego pasują i chciałabym się nimi z Wami podzielić.
W minionym roku zrodziło się we mnie więcej obojętności. Odwróciło się kilku ludzi. Kilka razy upadłam i nie potrafiłam się podnieść. Więcej niż kilka razy płakałam i nie umiałam przestać. Kogoś znienawidziłam, a kogoś chyba pokochałam. Ktoś dał mi lekcję życia. Uświadomiłam sobie, że nic nie jest na zawsze i że ludzie już do końca świata pozostaną egoistami. Przez cały rok trzymałam za rękę nadzieję,wierząc, że to pomoże. Zwątpiłam bardziej w międzyludzkie zaufanie. Postawiłam na swoim i dużo przez to w ciągu ostatniego roku wygrałam. Stałam się silniejsza na pokaz i słabsza, gdy zostaję sama. Polubiłam samotność, noc i ciszę. I wydaję mi się, że coś straciłam.

Mam nadzieję, że kolejny rok będzie łatwiejszy, a to co się zdarzyło w tym nigdy już nie wróci.



środa, 21 grudnia 2016

Trudny temat

" W tym roku poszłaby do przedszkola. Często wyobrażam sobie mała dziewczynkę z warkoczykami, która mówi do mnie : "mamo". Ale dziewczynki nie ma. Zostały tylko zdjęcia USG."

Tak pewna kobieta pisała, 3 lata po poronieniu. Poronienie to strata ciąży do 22 tygodnia. W Polsce liczba poronień samoistnych szacunkowo wynosi ponad czterdzieści tysięcy w ciągu roku.
Poroniłam. Nie piłam w ciąży alkoholu, nie podnosiłam ciężkich rzeczy, nie brałam narkotyków, nikt nie uderzył mnie w brzuch . Nie była to więc wina ani moja, ani czyjaś, ani kara boska. Po prostu, poroniłam. To się zdarza. A może nawet więcej. To się dzieje wokół nas, codziennie, lecz nikt tego nie widzi, a mówienie o tym najczęściej wprowadza rozmówców w zakłopotanie. Poroniłam. Tak jak wiele kobiet, które mijane codziennie na ulicy skrywają w sobie ten sam sekret, ponieważ jest to bolesne, ponieważ jest to osobiste, ponieważ o tym się nie mówi.
Jeszcze jakiś czas temu ciąża, poród i dziecko były dla mnie bardzo odległym tematem. Skupiona na związku, pracy i codziennym życiu, nie myślałam o powiększeniu rodziny. Wokół rodziły się dzieci. Jedno, drugie, trzecie, ósme.  Jak w Polsce można mówić o niżu demograficznym, gdy wchodząc na portale społecznościowe, z co drugiego zdjęcia patrzy na Ciebie uśmiechnięty bobas? Tak, przez ostatnie lata wokół mnie rodziło się mnóstwo dzieci. Rodziły moje koleżanki, znajome z pracy, znajome znajomych, kuzynki. Zachodziły w ciążę i rodziły. Przecież to takie naturalne, tak już jest. Ciąża, poród, dziecko. Kiedy przyszedł czas na mnie, też wydawało się to normalne. Na początku trudno było w to szczęście uwierzyć, ale później już się przyzwyczaiłam do myśli, że teraz ten schemat dotyczy mnie. Ciąża, poród, dzieci. Nie przewidziałam jednak, że schemat ten może być tak łatwo zaburzony. A u mnie zaburzony został nie dość, że łatwo, to jeszcze dotkliwie. Poroniłam.
Przed stratą dzieci, widząc kobiety w ciąży, uśmiechałam się w duchu myśląc, że niedługo ja będę chodzić sobie ulicami zadowolona, szczęśliwa, piękna. Tak, kobiety w ciąży są piękne. Każda z nich wydawała mi się niemalże anielska. Po zabiegu, idąc ulicą, patrzyłam na nie inaczej. Też chciałam mieć taki brzuch pełen miłości.
Gdy ludzie słyszą o poronieniu, w ich oczach widać nieodgadnione emocje. Z czym to się kojarzy? Stoi sobie kobieta, nagle bach, między nogami zaczyna jej tryskać krew, jakby ją ktoś postrzelił. Szybka akcja, przyjazd do szpitala, kobieta trzyma się za brzuch, poroniła. Albo kobieta dźwiga sobie ogromny worek z ziemniakami. Nagle bach, znowu te hektolitry krwi między nogami, poroniła. Albo spada ze schodów, poroniła. Zawsze musi się coś stać, musi to być spektakularne, a każde z tych poronień trwa tyle, że właściwie przed przyjazdem do szpitala jest już po wszystkim. A jak już nie ma takiej dynamicznej akcji, to i tak kobiety wina, bo wątła i słaba i ciąży nie utrzymała. Tak, to się zapewne zdarza, na pewno wiele z nas przeżyło to w taki sposób. Ale nie wszystkie. Jak rozmawiać z ludźmi, którzy o to pytają, a wiedzę na ten temat czerpią z amerykańskich filmów? Mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie czas, kiedy społeczeństwo zda sobie sprawę, czym jest poronienie. Ciąże obumarłe to już w ogóle jakaś abstrakcja. Jak można poronić, a nie jechać na sygnale na pogotowie? Jak można przed poronieniem wrócić do domu, wziąć prysznic i spokojnie przygotować rzeczy do szpitala?  Jak można na poronienie czekać parę dni, gdy podawane tabletki nie działają? No i jeszcze jest jakiś zabieg. A gdzie ta tryskająca krew na prześcieradle, panika i zabijające wyrzuty sumienia, bo przecież „Po co ja myłam te okna w całym mieszkaniu, skoro byłam w ciąży?”  Ja nie sikałam krwią po mieszkaniu,  nic nie wiedziałam. Żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały na to, że straciłam dziecki. A mimo to poroniłam. W sumie to chyba nawet mogę powiedzieć, że samo poronienie było zaplanowane przeze mnie i mojego ginekologa. Została mi wskazana dokładna godzina, kiedy lekarz wyczyści mnie ze wszystkiego, co w ostatnim czasie przynosiło mi szczęście. Może nie wyglądało to tak spektakularnie, jak się niektórym wydaje, może czekałam na to chodząc po szpitalnym korytarzu, modląc się, żeby już było po wszystkim, może nie spełnia to wyobrażeń patrzących na mnie ludzi, a jednak poroniłam.
Spuszczona głowa i błądzący wzrok to częste zachowania, jakie potem oglądałam. Dlaczego? Wiem, że usłyszenie takiej wiadomości od kobiety, która była w ciąży, a już nie jest, nie jest niczym przyjemnym. Ale dlaczego ludzie zachowują się, jakby usłyszeli jakieś najgorsze przekleństwo świata? Czy po poronieniu kobieta nie czuje się już wystarczająco źle? Tak jak po śmierci kogoś bliskiego. Przecież to bardzo podobne sprawy. Na śmierć w rodzinie ludzie potrafią normalnie zareagować. Uwierzcie, odwracanie wzroku i spuszczanie głowy jej nie pomaga. Zwykłe „Przykro mi” wypowiedziane prosto w oczy było by o niebo lepsze. Albo zwykłe „Dzień dobry” z uśmiechem na ustach. Wielu ludzi właśnie tak robi. Bardzo chciałabym, żeby udało się to w znaczącej ilości przypadków. Nie kłap bezmyślnie językiem, nie mów, że młoda jestem i jeszcze niejedno dziecko urodzę, bo to bez sensu, to nie pomaga, a wkurza. Chciałabym również, żeby ludzie przestali pytać. Jeżeli będę chciała, sama powiem, co się stało. Jeżeli nie mówię, nie pytaj. My mamy za sobą wystarczająco dużo przeżyć. Chyba każda z nas chociaż przez sekundę zastanawiała się, czy zrobiła coś złego, czy to nie ona zaszkodziła dziecku. Co gorsze, kobiety po poronieniu czują się winne tego, że zawiodły. Przecież roniąca kobieta nie spełnia swojego cholernego obowiązku urodzenia zdrowego dziecka. No i zawsze to jest jej wina, bo chora, bo za słaba, albo za mało o siebie dbała. Świadomość społeczeństwa w tym temacie jest naprawdę znikoma. No i nie daj Boże nigdy nie podawaj  siebie jako dobrego przykładu dla kobiet w ciąży. Chyba nie jesteśmy dla innych pozytywnym przykładem. Poroniłyśmy, nasze ciąże się źle kojarzą
Poroniłam. Tak jak wiele z Was. Dzieje się to codziennie. Ronią młodsze, starsze, bogate, biedne, sławne, szare myszki. To może spotkać każdego. Ja również przez to przeszłam, a gdybyś mnie zobaczyła, nigdy byś nie wiedziała.  Ja już się tego nie wstydzę. Najprawdopodobniej idąc ulicą mijasz codziennie osoby, które to przeżyły. One nie wyglądają inaczej, nie mają znaków szczególnych, są takie, jak Ty. Nie noś w sobie poczucia winy, bo przeżyłaś już wystarczająco dużo. Masz prawo do smutku, nawet jeżeli dziecku nie zdążyło jeszcze zabić serce. Masz prawo do informacji i do godnego traktowania w szpitalu. Poroniłaś, spotkała Cię tragedia, i wcale nie musisz być silna i dzielna. Nie musisz odpowiadać na wścibskie pytania, jednak jeżeli już ktoś pyta, niech będzie gotowy na odpowiedź. Poroniłam 4 razy, potrafię już o tym mówić.
I tylko czasem wyobrażam sobie dwie małe dziewczynki z loczkami mówiące do mnie "mamo".

sobota, 17 grudnia 2016

Co mężczyzna może nam dać?

 Dzisiaj będzie nieco inaczej. Nie będzie recenzji, zapowiedzi czy innych rzeczy związanych z książkami. Będzie za to garść przemyśleń, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Niedawno koleżanka usłyszała od swojego faceta: " Bo Ty za dużo ode mnie wymagasz." Zastanowiło mnie to. Czy naprawdę my kobiety wymagamy za dużo, czy kobieta ma się cieszyć z tego co dostaje, a jak chce więcej to nie ma do tego prawa, bo odbierane to jest jako fochy? Czego tak naprawdę oczekujemy od mężczyzn?

Według mnie jest kilka rzeczy. Jest to subiektywna opinia i moje własne oczekiwania, ale myślę, że każda z Was znajdzie tutaj coś, czego sama oczekuje.
  • Po pierwsze kobieta potrzebuje dużo czułości. Chciałaby dostać całusa rano, na powitanie dnia i całusa wieczorem, przed zaśnięciem. Chciałaby być często przytulana, po prostu przytulana, bez podtekstów seksualnych. Chciałaby przytulenia po namiętnym seksie i czułego uśmiechu bez okazji. 
  • Kobieta potrzebuje kogoś, kto powie jej, że wygląda cudownie nawet wtedy, kiedy jej oczy są zapuchnięte od niewyspania, a fryzura wygląda jak przysłowiowy " strzelił pierun w mietłę".
  • Kobieta potrzebuje dużo miłości. Chciałaby być dla swojego mężczyzny ważna i jedyna i kochana i niepowtarzalna. Chciałaby słyszeć czasami:  cudownie jest mi z tobą, uwielbiam z tobą rozmawiać, czuję, że jesteś mi bardzo bliska…..
  • Kobieta potrzebuje uwodzicielskiego spojrzenia i dobrego, namiętnego seksu z mężczyzną swojego życia oraz słowa „kocham” wymawianego bez okazji. Nic bardziej nie irytuje i podważa wiarę w uczucia mężczyzny niż chwila, której mówimy do niego " kocham Cię" i słyszymy "ja Ciebie też". Opowiedzieć odpowie, ale tak naprawdę takie słowa nie mają żadnej mocy.
  • Kobieta potrzebuje kogoś, z kim mogła by czasami porozmawiać wręcz o niczym, czasami o czymś ważnym albo czymś, co sięga głębin duszy. Potrzebuje być wysłuchaną bez obawy, że ktoś nazwie ją śmieszną, będzie kpił z jej słów, albo mówił, że tak bardzo się czymś przejmuje. Z kimś, kto nie tylko udaje, że słucha, ale naprawdę słucha z uwagą.
  • Czasami kobieta potrzebuje być mile zaskakiwana, choćby dobrym pomysłem, słowem, czy drobnostką, ale czymś, co zapada w pamięć.
  • Kobieta potrzebuje lojalności. Potrzebuje partnera, który stanąłby po jej stronie w momencie, kiedy ktoś ją atakuje nie tylko fizycznie. Mężczyzny, który poparł by jej stanowisko wobec innych osób, niezależnie od tego kto miałby rację.
  •  Kobieta potrzebuje też pewności. Pewności, że mężczyzna jest jej i żadna inna, choćby o połowę młodsza i szczuplejsza od nas nie ma u niego szans.
Czy coś jeszcze? Zapewne. Myślę, że każda z nas stworzyłaby swoją, niepowtarzalną listę tego, czego potrzebuje od swojego mężczyzny.Czy to dużo? Pewnie tak. Ok, wiemy,że książe na białym koniu i idealny facet istnieje tylko w bajkach. Często też zdarza się, że na początku znajomości otrzymujemy to wszystko, a później facet się przyzwyczaja, że jesteśmy i przestaje się starać, nie chce mu się, bo przecież ona i tak jest. I teraz apel do mężczyzn: Panowie, o kobietę trzeba się zawsze starać, bo może się okazać, że jej też przestanie się chcieć:)

środa, 7 grudnia 2016

Klątwa



Tytuł: "Klątwa"
Autor: Małgorzata Gutowska - Adamczyk
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 464
Data wydania: 18.02.2015 r.



" Litwa, rok 1733. Na stosie ginie młoda dziewczyna oskarżona o czary. Przed śmiercią rzuca klątwę na winnych swojej krzywdy. Odtąd pech nie przestanie im towarzyszyć…
Tymczasem w kraju zaczyna się gorący czas: śmierć króla Augusta II i wolna elekcja. Dwa przeciwne obozy zjeżdżają do Warszawy, by wybrać następcę.
W tym barwnym okresie historycznym toczą się losy dwóch bohaterek: skromnej Zofii i namiętnej Cecylii. Która z nich skradnie serce zuchwałego infamisa?"


"Klątwa" to pierwsza część nowej trylogii Małgorzaty Gutowskiej -Adamczyk, autorki sagi "Cukiernia pod Amorem". Tym razem akcja przenosi nas na Litwę, do roku pańskiego 1733 w momencie śmierci ósmego już z jedenastu królów elekcyjnych a pierwszego z dynastii saskiej, Augusta II Mocnego. Po śmierci króla, w państwie nastąpił rozłam  szlachty. Jedni popierali kandydaturę Piasta - Stanisława Leszczyńskiego, inny natomiast króla Augusta III. W tych niespokojnych, pełnych walki czasach poznajemy nasze bohaterki - Zofię i Cecylię. Rożni je wszystko. Pochodzenie, majątek, charakter, łączy natomiast osoba podstarościego winnickiego.

Ciężko opisać fabułę. Dzieje się tu wiele, zwroty akcji są zaskakujące, a przygoda goni przygodę. Chwilami miałam wrażenie,że czytam... trylogię Henryka Sienkiewicza. Walka, miłość, przemiana jednego z głównych bohaterów, która następuje pod wpływem uczucia do skromnej i niepozbawionej cnót wszelakich kobiety, zapatrzona w siebie polska szlachta. Dużo tego...ale wyszło naprawdę nieźle.

Książka jest ciekawa. Kwestie polityczne przeplatane są intrygami miłosnymi, a te z kolei codziennym życiem szlachty. Postacie wykreowane bardzo dobrze, chociaż muszę przyznać,że żadna z bohaterek nie zaskarbiła sobie mojej sympatii. Cecylia jest nieco zbyt rozwiązła i pozbawiona wszelkich oporów, natomiast Zofia irytowała mnie swoją świętobliwością i poważnym podejściem do życia. 

Autorka perfekcyjnie zadbała o szczegóły historyczne. W powieści na każdym kroku można zauważyć z jaką precyzją Pani Małgorzata przygotowywała się do jej napisania.

Nie każdy lubi literaturę tego typu, ja sama nie przepadam za nią szczególnie, jednak muszę przyznać, że "Klątwa" mnie urzekła. Wciągnęło od pierwszej strony i trzymało do ostatniej. Zdecydowanie polecam.

piątek, 2 grudnia 2016

Liryczny piątek


Trochę mnie dzisiaj wzięło na poezję. Dawno nie miałam styczności z twórczością Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej i dzisiaj postanowiłam wrócić do jednej z moim ulubionych poetek. Poniżej kilka wierszy Lilki, które szczególnie lubię.

" O ciotce co się otruła"
Ciotki nie były piękne, nie miały nic z wróżek.
Były dzielne, szczawiowe, barchanowe żony.
Nie miały złotych włosów ni jedwabnych nóżek,
ni oczu tajemniczych, ni rzęs wykręconych.

Brały serio dzieci, kwiaty i owoce,
mężów trzymały krótko, perfum nie lubiły,
zasypiały spokojnie w księżycowe noce,
pełne kurzej tężyzny i jaglanej siły.

Jedynie ciocia Lila, wiotka i pachnąca,
podobna była wróżce i paryskiej lali.
Chodziła w piórkach ptasich i tiulach ze słońca,
całowała unosząc nakrapianych woali.

Wkrótce ją jakieś wichry żałosne rozwiały
wśród wiosennych błyskawic i szumów ponurych...
Zgrzebne ciotki płakały — lecz nic nie wiedziały,
jaki był smak miłości i... trutki na szczury."


" Amory"

  Naglą myśl i możliwość buchająca pieśnią,
o której sen ostrzegał radosnym półgłosem...
Zamiast ust, które jeszcze całować się nie śmią
— papieros, zapalony drugim papierosem.

Zetknięcie ramion w loży lub w głębi karety,
koncentrujące życie w płonącym rękawie!
Słodkie ognie bengalskie, rozkoszne rakiety,
i oczy roześmiane w śmiertelnej zabawie.

Shake-hand za długi nieco, a chcący trwać wiecznie,
i odpychanie ludzi: nie mówcie! nie radźcie!

i słowa, drżące, wdzięczne, niepotrzebne, śmieszne,
Jak koronki i wstążki na przecudnym akcie."



" Kto chce bym go kochała"
 
Kto chce, bym go kochała, nie może być nigdy ponury
i musi potrafić mnie unieść na ręku wysoko do góry.
Kto chce, bym go kochała, musi umieć siedzieć na ławce
i przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce.

I musi też umieć ziewać, kiedy pogrzeb przechodzi ulicą,
gdy na procesjach tłumy pobożne idą i krzyczą.
Lecz musi być za to wzruszony, gdy na przykład kukułka
kuka lub gdy dzięcioł kuje zawzięcie w srebrzystą powlokę buka.

Musi umieć pieska pogłaskać i mnie musi umieć pieścić,
i śmiać się, i na dnie siebie żyć słodkim snem bez treści,
i nie wiedzieć nic, jak ja nic nie wiem, i milczeć w rozkosznej
ciemności,
i być daleki od dobra i równie daleki od złości.
 
"Robota Anioła stróża" 
Gonił cię mój anioł stróż po świecie, o mój Drogi,
biegł wciąż za tobą przez lasy, przez łany,
potrącał cię ku mnie, zapędzał cię do mnie,
ciągnął za obie ręce, spychał z prostej drogi
o miłości coś szeptał, bredził nieprzytomnie,
pachniał jak wytężone białe nikotiany...

Siedzący noc całą przy tobie na warcie
krzyczał głosem jak trąby złote i waltornie,
to znów o łaskę twoją modlił się pokornie,
zbawienie własne diabłom rzucał na pożarcie!
Wreszcie ciebie ślepego, ciebie niechętnego
zawiódł przemocą do mego pokoju,
gdzie siedziałam płacząca, Pan Bóg wie dlaczego,
jak to się zdarza czasami.
Wpuścił cię naprzód, sam został za drzwiami,
zatańczył w trumfie jakiś taniec boski
potem twarz zakrył szatą srebrnobiałą,
zamyślił się pełen troski 
i jęknął z przerażenie nad tym, co się stało.