środa, 25 lipca 2018

Pod Hunctwotem




 "Pod Huncwotem" - Martha Grimes

Zdecydowanie jeden z lepszych kryminałów, jakie czytałam ostatnio.
 Marthę Grimes "poznałam" przy okazji jej trzyczęściowej opowieści o nastoletniej detektyw z zapyziałej amerykańskiej prowincji. Pierwsza część nieco mnie wynudziła, dopóki nie uznałam, że ja jej trylogię powinnam czytać z uwagą skierowaną mniej na wątek kryminalny, który w tamtych książkach zdawał się być nieco "rozwleczony" w czasie i akcji, a zdecydowanie bardziej na jej obserwacje psychologiczne amerykańskiego pipidówa. I to był dobry pomysł.Grimes posiada niewiarygodny zmysł obserwacji. Umie odmalować portrety postaci tak prawdziwych, że zdający się niemal wychodzić z kart książek ku nam.

W przypadku "Pod Huncwotem" o nudzie jakiejkolwiek mowy zupełnie nie było. Tu akcja dzieje się zdecydowanie bardziej wartko a sama książka zaczyna się nieco w konwencji teorii Hitchcoca, czyli najpierw dostaliśmy potężną dawkę wrażeń, aby potem tylko je nasilić. Książka bowiem zaczyna się w chwili, kiedy w jednym z angielskich pubów na angielskiej tym razem prowincji zostaje popełnione drugie z kolei morderstwo. Niby niekoniecznie się wiążące z pierwszym a jednak miejsce zbrodni , czyli pub, które się powtarza, zdaje się wskazywać na to, iż w okolicy może grasować seryjny morderca......

Morderca wybrał sobie też oryginalny czas, bowiem akcja dzieje się w okresie przed i w czasie Bożego Narodzenia. Do wykrycia zbrodni zostaje ze Scotland Yardu wysłany inspektor Richard Jury, który wcale sobie nie krzywduje wysłania go tam właśnie w tym okresie. Oprócz pracy potraktować bowiem zamierza ów wyjazd jak nietypowy urlop, ot, oderwanie się od londyńskiego gwaru i męczącej codzienności. Jednak podejrzewam, że nawet Jury w swoich snach nie przewidywał, że na dwóch morderstwach się nie skończy, ale to oczywiście okaże się dopiero w trakcie książki.

Marcie Grimes udało się coś niezwykłego. Popełniła dobry kryminał, z wszystkimi cechami jemu właściwymi, ale i niesamowicie ciekawą powieść obyczajową z ciekawymi portretami osób, które, jak pisałam, zdają się byc tak realne, że niemal wiemy, kto z naszego bliższego czy dalszego otoczenia jest ich odpowiednikiem. Do tego wspaniały opis angielskiej prowincji z jej pubami (opis angielskiego pubu w początkach książki jest wprost majstersztykiem!), sielską okolicą, wrzosowiskami, mniej lub bardziej bogatymi domami i przepięknymi rezydencjami.
Książka okraszona jest wspaniałym poczuciem humoru, co sprawia, że nie raz i nie dwa, zdrowo się podczas lektury uśmiałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz